Kolejne przesłuchanie w sprawie Amber Gold
fot. Twitter/ Premier RP
Tak podczas konferencji prasowej premier skomentowała kwestię Amber Gold. W środę w tej sprawie przesłuchano byłego szefa Marcina P.  Szacuje się, że straty spowodowane działalnością spółki wynoszą ponad 850 milionów złotych.

- Polacy stracili oszczędności życia przez to, że nie było odpowiedniego nadzoru ze strony państwa; pozostawmy sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold wyjaśnienie tej bulwersującej sprawy – powiedziała w środę premier Beata Szydło. Dodała także, że wszystkie zmiany w systemie podatkowym oraz w przepisach finansowych, które wprowadza rząd mają być gwarantem bezpieczeństwa Polaków. Ma to zapobiec w przyszłości powstawaniu takich piramid finansowych, jak to miało miejsce w przypadku Amber Gold

Sejmowa komisja śledcza do sprawy Amber Gold przesłuchiwała dziś szefa firmy Marcina P. Już na początku przesłuchania oświadczył on, że będzie składał wyjaśnienia, ale tylko w części, która nie będzie zagrażała procesowi karnemu przeciwko niemu. "Odmawiam odpowiedzi" padło po każdym pytaniu dotyczącym początkowego finansowania firmy. Założyciel Amber Gold nie odpowiedział też jasno na pytanie, czy chciał uciec do Argentyny, co według notatki Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozważał.

Były szef Amber Gold powiedział, że nie ma nic do zwrócenia Polakom. Tak ocenił w odpowiedzi na pytanie Witolda Zembaczyńskiego z Nowoczesnej, który stwierdził, że ma on teraz "ekskluzywną szansę", żeby zwrócić Polakom prawdę o Amber Gold. - Ja nic Polakom do zwrócenia nie mam, panie pośle - powiedział. "Kompletnie nic" - dodał, dopytywany. Marcin P. oburzył się też na nazwanie firmy "piramidą". - Była to przedsiębiorstwo, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, nie była piramidą finansową. Żaden wyrok prawomocny w tej sprawie nie zapadł więc prosiłbym się ograniczać do takich kolokwializmów - powiedział Marcin P.

Założyciel Amber Gold twierdził, że został poinformowany o działaniach Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dotyczących jego firmy w 2012 roku. Informacje miał mu dobrowolnie przekazywać jeden z jego współpracowników, Emil Marat, odpowiedzialny w firmie za PR. Marcin P. powiedział, że jego pracownik powoływał się na kogoś z Kancelarii Premiera, nie był jednak w stanie podać nazwiska. Został zapytany, czy chodzi o Jacka Cichockiego. "Wydaje mi się, że tak" - odpowiedział.

Były szef Amber Gold zapewniał, że to nie on szukał kontaktu z politykami, a to politykom zależało na kontaktach z nim. Przede wszystkim wymieniał Pawła Adamowicza, który miał zaproponować mu sponsorowanie filmu o Lechu Wałęsie. "Zeznania Marcina P. są nieprawdziwe. Nie zabiegałem o spotkanie z nim. Nigdy się z nim nie spotkałem" - napisał na Twitterze prezydent Gdańska w reakcji na zeznania byłego szefa Amber Gold.


Podczas przesłuchania wielokrotnie przewijał się wątek pracy Michała Tuska, syna byłego premiera, dla należących do Amber Gold linii lotniczych OLT Express. Według Marcina P. Michał Tusk zarabiał w firmie 7 tysięcy złotych. - Przekazywał firmie ważne, niejawne informacje i jako pracownik gdańskiego lotniska dopuścił się konfliktu interesów - zeznał Marcin P. Przekazywane przez Michała Tuska informacje miały dotyczyć tras wybieranych przez pasażerów portu lotniczego. Syn byłego premiera zapewniał wcześniej, że udostępniał firmie jedynie informacje jawne.

Marek Suski podczas dopytywania o maile wymieniane z Michałem Tuskiem stwierdził: "Tym bardziej że nawet przekazywał jako „Józef Broda". Zdumiony Marcin P. odparł, że Michał Tusk wcale nie podpisywał się jako „Józef Broda”, ale jako „Józef Bąk”. - Czyli dobrze pan wie, pod jakim pseudonimem ukrywał się Michał Tusk. Specjalnie się przejęzyczyłem, żeby potwierdził pan, że zna te ukryte nazwisko pana Michała Tuska - stwierdził Suski.

Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce. Działała w latach 2009-2012, a klientów kusiła wysokim oprocentowaniem. Śledczy twierdzą, że stojące za przedsiębiorstwem małżeństwo Marcina i Katarzyny P. oszukało w sumie niemal 19 tysięcy osób, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia ich mieniem o wartości 850 milionów złotych. Marcin P. przebywa w areszcie od sierpnia 2012 roku, a Katarzyna P. od kwietnia 2013 roku. Ich proces przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zaczął się w marcu 2015 roku.

IAR/redakcja/ds