fot. twitter/Ismail
Według najnowszych danych w rezultacie eksplozji samochodów-pułapek w Mogadiszu zginęło 300 osób. Według służb medycznych bilans ofiar śmiertelnych będzie jeszcze większy, bo wiele osób jest poszukiwanych.

Do podwójnego ataku doszło w sobotę wieczorem w stolicy kraju, Mogadiszu. Jak poinformowała tamtejsza policja, najpierw w pobliżu hotelu „Safari”, na ruchliwym skrzyżowaniu, w dzielnicy, w której znajdują się instytucje rządowe, liczne restauracje i punkty handlowe, wybuchła ciężarówka. Potężna eksplozja spowodowała zniszczenie kilku budynków. Dziesiątki pojazdów stanęły w ogniu. Dwie godziny później do kolejnego wybuchu doszło w okolicy stołecznej medyny.

Na razie nikt nie wziął odpowiedzialności za przeprowadzenie ataku. Także - uważana przez somalijskie władze za domniemanego sprawcę - związana z al-Kaidą grupa al Shabaab, która regularnie przeprowadza zamachy zarówno w stolicy, jak i innych regionach kraju. Celem al Shabaab jest odebranie władzy rządowi sprzymierzonemu ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Afrykańską i narzucenie bardziej restrykcyjnej interpretacji islamu. Rebelianci sprawowali kontrolę nad stolicą w latach 2007 - 2011. Oddali ją po nasileniu się walk. W usunięciu rebeliantów z większości terytorium Somalii pomogły siły pokojowe Unii Afrykańskiej.

Sobotni zamach był najkrwawszym atakiem od czasu rebelii islamistów w 2007 roku. Somalijskie władze spodziewają się, że bilans ofiar może wzrosnąć. Wśród zabitych jest co najmniej czterech wolontariuszy Somalijskiego Czerwonego Półksiężyca. Organizacja poinformowała, że wciąż kilkoro jej wolontariuszy jest na liście osób zaginionych. Somalijskie władze ogłosiły trzydniową żałobę. Atak potępiły między innymi Stany Zjednoczone.

IAR/ez