Gość Studia Bałtyk TV: Romuald Koperski

Jarosław Rochowicz: Dziś gościem w Studio Bałtyk TV jest Romuald Koperski. Podróżnik, ale tak naprawdę tyle masz pasji, że ciężko ciebie sklasyfikować. Ty kim się najbardziej czujesz w swoim życiu?

Romuald Koperski: Chyba muzykiem pianistą, bo najdłużej nim jestem. No a potem pisarzem się czuję, pilotem samolotowym, czuję się takim człowiekiem, który dobro dookoła nosi – trudno określić.

JR: Ale na pewno jesteś miłośnikiem Syberii, bo od tej krainy rozpocząłbym naszą rozmowę. Co cię w niej urzekło, że zacząłeś ją eksplorować i odkrywać?

 RK: Urzekli mnie ludzie zamieszkujący tę wielką ziemię. Ja przypomnę, że Syberia to nie tylko Rosjanie, chociaż ona leży na terenie Federacji Rosyjskiej. Trudno mi określić, ile narodowości tam żyje, ale w samej Jakucji żyje 136 narodów i plemion etnicznych, mających swój język, swoje obyczaje. Jest to wielka ziemia. Ona urzekła mnie, a przede wszystkim urzekli mnie ludzie, którzy odbierają na innych falach, niż my otoczeni zgiełkiem informacji. Ludzie ci żyją zgodnie z porami roku. Są bardzo życzliwi, uśmiechnięci. Kontakt z tymi ludźmi nastraja mnie co roku. Co roku bywam na Syberii i jadąc czasami podniecony tymi rzeczami, które się dzieją tutaj, raptem znajduję się w innym świecie, gdzie ludzie powoli mówią, cedząc słowa, nie rzucają słów na wiatr, są naturalni, wspaniali.

JR: Jeżeli mówimy o Syberii, to mówimy o wielu krainach. Która z tych krain syberyjskich jest tobie najbliższa?


RK: Najbliższa chyba jest Kołyma. Jest to wielka ziemia. Oczywiście ona się niesławnie zapisała w historii, natomiast dzisiaj ona jest zupełnie inną ziemią, wolną od drutu kolczastego, przepiękną ziemią bezludną praktycznie, ziemią, gdzie są jeziora, rzeki, góry, gdzie panuje piękna przyroda i zamieszkują ją wspaniali ludzie.

JR: Czy możemy mówić o Syberii, że jest to terytorium Rosji, w sensie jej wpływów, czy to jest jednak kraina zupełnie niezależnych plemion i czy możemy mówić o Syberii nie z perspektywy Kremla? Jak ty to postrzegasz?


RK: Można mówić i w ten sposób, i że ona jest niezależna. Terytorium Syberii jest olbrzymie. Na terytorium Syberii występują wszystkie minerały znane nam na świecie, które są potrzebne do różnych technologii. Ona jest takim jakby magazynem tej wielkiej Rosji, magazynem Moskwy, Kremla. Natomiast jest również krainą tych ludzi, ponad 100 narodowości, które sobie tam żyją i nie są specjalnie droczeni Moskwą. Oni żyją swoim życiem. Jest tam również życie plemienne, gdzie większy szacunek i autorytet ma szaman, aniżeli prezydent siedzący w Moskwie. Tak więc i tak, i tak ją można postrzegać. Moskwa jest daleko – jak to mawiają, kiedy ktoś się powołuje na znajomości w Moskwie. Moskwa jest daleko, a tutaj jesteśmy my.

JR: Wielokrotnie odkrywałeś Syberię, konstruowałeś samochody, żeby się na nią dostać. Ile tych wypraw? Na pewno kilkanaście już za tobą?

RK: Raczej bym skłonny był, żeby powiedzieć kilkadziesiąt. 25 lat już jeżdżę po tej wielkiej ziemi. Bywa, że moja wyprawa trwa czasami pół roku. Bywają takie lata, że jestem 14-15 razy na Syberii – wówczas przedostaję się na tę wielką ziemię samolotem, ale większość swoich wypraw, których dokonałem, to były wyprawy samochodowe. Niekoniecznie to takie samochody jak na ulicy widzimy, ale konstrukcje wielkie, ciężarowe, skonstruowane tak, że można przemieszczać się 5000 km, ponieważ ma się 2000 litrów paliwa w baku.

JR: Nie tylko Syberią oczywiście żyjesz. Tych projektów podróżniczych mnóstwo na koncie. I do Koszalina przyjechałeś głównie opowiedzieć o atlantyckiej przygodzie. Fantastyczny projekt – przepłynąłeś łodzią wiosłową z Teneryfy na Wyspy Karaibskie. Powiedz coś o tym projekcie. Dlaczego zamieniłeś Syberię na Atlantyk?

RK: To jest kolej rzeczy. Bo jeśli w kimś drzemie taki duch niespokojny - ja raczej uważam, że spokojny – który czasami popycha człowieka, żeby jeszcze czegoś doświadczyć, podróżując po tej wielkiej ziemi 25 lat, stałem się na pewno innym człowiekiem, który postrzega rzeczywistość inaczej. Zdaję sobie sprawę, że nasze życie jest krótkie i po prostu chcę z tego życia wyciągnąć jak najwięcej – i to nie w sensie finansowym, który się okazuje na sam koniec, kiedy śpiewają nam nad grobem „Witaj, Królowo”, nieistotnym. Chciałbym wyciągnąć z tego życia przeżycia i cały czas stawać się lepszym człowiekiem, bardziej człowiekiem myślącym i żeby te moje przemyślenia nie były efektem tego, że przeczytałem książkę, ale żeby samemu doświadczyć i podzielić się tym. Bo będąc na środku oceanu na sześciometrowej łodzi, człowiek jest innym człowiekiem, człowiek w niczym nie przypomina tego człowieka, który stąpa po naszej ziemi. Jest to inna czasoprzestrzeń. Człowiek zdaje sobie sprawę, że nasze życie jest bardzo krótkie, że jest zupełnie inne, aniżeli sobie wyobrażamy. Człowiek się staje częścią kosmosu – tego nie można opowiedzieć ani kupić. To nie jest tak, że ktoś powie „O, to szaleniec, wsiada w łódkę, płynie i może zginąć”. Drodzy państwo – my nie wiemy, czy jutro na przejściu dla pieszych jakiś szaleniec nas potrąci, nie jesteśmy świadomi. Wiemy tylko, że jest tu i teraz. A zawsze trzeba brać jakiś przykład - skoro 25 wieków przed Kolumbem ludzie na łodziach wykonanych z trzciny przepływali tę trasę, to dlaczego ja nie mogę tego dokonać?

JR: Planujesz w sierpniu pokonać samolotem – bardzo specyficznym, o którym zaraz pewnie opowiesz – trasę z Warszawy do Tokio. To na sam koniec jeszcze dwa słowa o tym projekcie.

RK: Historia, która czeka mnie teraz ma historyczny wydźwięk – w przyszłym roku obchodzimy stulecie polskiego lotnictwa i chciałbym poprzez tę podróż, która rozpocznie się w Warszawie, przebiegać będzie nad Syberią i na końcu nad Japonią, przypomnieć sylwetkę wielkiego polskiego pilota. Tym wielkim polskim pilotem był Orliński, który w 1926 roku wraz z mechanikiem Leonardem Kubiakiem pokonał trasę z Warszawy do Tokio i z powrotem. Gdyby odzwierciedlić tę samą podróż – to się dzisiaj nie da. Orliński leciał nad terenami, które nie miały infrastruktury lotniczej, nie było tam radiolatarni, nie było tam lotnisk i wyposażenia. Leciał samolotem z odkrytą kabiną, a przypomnę – leciał we wrześniu, kiedy jest tam wczesna jesień. Dolecieli do Tokio, wrócili z uciętym skrzydłem, z zatartym silnikiem, dając chlubę lotnictwu II Rzeczypospolitej. Wyczyn wielki, nawet dzisiaj – 92 lata później – jest to wydarzenie uważane w świecie lotniczym za wyczyn. Ja przypomnę – będę leciał samolotem AM2, który ma zupełnie inne wyposażenie, będę w zakrytej kabinie, będę mógł nawigować na podstawie przyrządów. Orliński miał busolę i mapę „milionkę”. A „milionka” to jest mapa, na której 1 cm pokazuje 10 km w terenie, Chciałbym odwzorować ten lot poprzez wysokość, na której leciał – od 300 do 500 metrów, a po drugie stworzyć sobie dodatkową trudność, żeby nawigować na podstawie mapy „milionki” i zwykłej busoli zamontowanej w samolocie.

JR: Trzymamy oczywiście kciuki za tę wyprawę. Na pewno będziemy się starali zaprosić pana po powrocie do Radiowego Klubu Obieżyświata, żeby podzielił się pan swoimi przeżyciami z naszą publicznością. A państwa zapraszam do Radiowego Klubu Obieżyświata na antenę Polskiego Radia Koszalin – tam dłuższa rozmowa z Romualdem Koperskim, na którą już dzisiaj serdecznie państwa zapraszam.