fot. Jacek Żukowski
Problem zapadających się studzienek kanalizacyjnych na słupskich ulicach coraz bardziej doskwiera kierowcom. Drogowcy zapewniają, że robią, co mogą, jednak kierowcy co jakiś czas zmuszeni są odstawiać swoje auta do warsztatów.

Niekiedy włazy kanalizacyjne są tak usytuowane, że każdy pojazd musi na nie najechać przynajmniej dwoma kołami. Większość włazów, po krótkim użytkowaniu drogi, zapada się i jest poniżej powierzchni asfaltu. Kierowca, który w nie wpada narażony jest w najlepszym przypadku na mały wstrząs, lub co najgorsze na kosztowną naprawę zniszczonych amortyzatorów lub uszkodzenie koła.

Jak tłumaczy Jarosław Borecki, dyrektor Zarządu Infrastruktury Miejskiej w Słupsku, drogowcy robią, co mogą: - Błąd w poprzednich projektach był taki, że kanalizacja przebiegała w pasie drogowym. Dziś już wszystkie projekty robione są tak, że kanalizacja przebiega w pasie zieleni lub w pasie chodnikowym. Łatwiej jest w takich miejscach naprawiać, a studzienki są mniej narażone na czynniki zewnętrzne. Jeśli tylko otrzymamy informację od kierowców, staramy się załatwić ten problem w jak najszybszym czasie.

Część tych prac wykonuje ZIM, a w innych przypadkach poprawa osadzenia studzienek spoczywa na Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji. - Namawiam wszystkich, którzy zauważą zapadnięte studzienki, aby zgłaszali to do nas i nawet jeśli ten problem nie dotyczy naszej firmy, to my zlecamy odpowiednim służbom naprawę - zapewnia dyrektor Borecki.

rsz/jż/ar

fot. Jacek Żukowski
fot. Jacek Żukowski
fot. Jacek Żukowski

Posłuchaj

Kierowcy narzekają na coraz większą liczbę zapadniętych studzienek na słupskich ulicach