fot. pixabay.com
Zaczął działać system rejestracji unijnych w Wielkiej Brytanii. Z aplikacji na telefony i smartfony musi skorzystać każdy obywatel unijny, który po brexicie chce zostać w kraju.

Trzeba udowodnić tożsamość, fakt, że nie popełniło się poważnego przestępstwa i że mieszka się w Wielkiej Brytanii. Liczy się fizyczny pobyt. Rząd zapewnia, że nie będzie sprawdzał, czy ktoś jest tam zatrudniony, ani też analizował na przykład zeznań podatkowych. Rejestrować można się do czerwca 2021 roku, jeśli brexit nastąpi na podstawie umowy, i do grudnia przyszłego roku w przypadku tak zwanego twardego brexitu. Imigranci mieszkający w Wielkiej Brytanii od 5 lat uzyskają status osoby osiedlonej. Jeśli jest się tam krócej, otrzyma się status tymczasowy, który ma pozwolić na spokojne doczekanie do wymaganych pięciu lat.

Brytyjskie MSW zapewniło, że system jest prosty w obsłudze, a domyślnym założeniem jest udzielenie imigrantom pozytywnej odpowiedzi.
Wiele organizacji wyraża jednak niepokój. Po pierwsze - poza system mogą wypaść osoby wykluczone: bezdomne, słabo znające angielski, ofiary przemocy domowej, handlu ludźmi lub osoby starsze. Kwestię tę podnoszą między innymi East European Resource Centre, pomagająca głównie Polakom i Joint Council for the Welfare of Immigrants.

Po drugie - dzieci muszą być rejestrowane przez rodziców lub opiekunów. Jeśli zaniedbają ten obowiązek, dzieci mogą znaleźć się poza systemem. „Istnieje możliwość, że wiele dzieci przekroczy ostateczny termin na rejestrację. Nie będą wiedziały nic o swoich prawach i je stracą” - zwróciła uwagę w zeszłym miesiącu Yvette Cooper, szefowa parlamentarnej komisji spraw wewnętrznych. W rozmowie z telewizją ITV przedstawiciele pomagającej sierotom organizacji CORAM ostrzegły, że domy dziecka nie mają często danych pozwalających na rejestrację podopiecznych.

Parlamentarna komisja praw człowieka zwróciła uwagę, że problemem może być brak namacalnego dowodu bycia zarejestrowanym. Pozostanie tylko ślad cyfrowy, który - jak się obawiają posłowie i lordowie - może kiedyś zniknąć. „W przeszłości były już problemy z tym, jak MSW przechowywało dane i traktowało ludzi” - powiedziała Polskiemu Radiu baronessa Sally Hamwee, członkini komisji. Przypomniała w tym kontekście niedawny skandal Windrush, kiedy to przybysze z Karaibów mieszkający w kraju od dekad mieli problemy z dostępem do świadczeń, byli przetrzymywani w areszcie lub nawet deportowani w wyniku luk w rządowej dokumentacji imigrantów.

IAR/aj