fot. facebook.com/franky.zapata
Franky Zapata, który pokonał na flyboardzie kanał La Manche, jest - jak powiedział dziennikarzom - zmęczony, ale szczęśliwy. - Przez ostatnie pięć-sześć kilometrów naprawdę poczułem przyjemność z lotu. Nie wiem, czy jest to historyczny wyczyn, nie mnie to oceniać. Czas pokaże - mówił.

Franky Zapata. nazywany latającym człowiekiem, wystartował po 8.00 z miejscowości Sangatte w pobliżu francuskiego Calais i po dwudziestu dwóch minutach wylądował w okolicach Dover, w Zatoce świętej Małgorzaty po brytyjskiej stronie kanału. Pokonał 35 kilometrów. Ubezpieczały go trzy śmigłowce.

Była to jego druga próba, pierwsza 27 lipca, nie powiodła się. Franky Zapata wpadł wtedy do wody, kiedy zbliżał się do ustawionej w połowie drogi platformy, gdzie miał zatankować paliwo. Tym razem tankowanie przebiegło bez problemów. Użyto większego statku i większej platformy. Francuz leciał z prędkością od 60 do 170 kilometrów na godzinę.
Flyboard to mała platforma napędzana przez pięć małych silniczków odrzutowych, paliwo osoba lecąca na niej ma w plecaku.

- Skonstruowaliśmy te maszynę trzy lata temu. Teraz przeleciałem kanał. To szaleństwo - powiedział Zapata.

Franky Zapata zaprezentował flyboard 14 lipca podczas uroczystości francuskiego święta narodowego - Dnia Bastylii. Przeleciał wówczas ponad głowami paradujących żołnierzy. Urządzenie wzbudziło zainteresowanie m.in. francuskiej armii.
IAR/rż