fot. pixabay.com
Ulewne deszcze i burze nawiedzają południowo-wschodnie regiony Australii, trawione w ostatnich tygodniach przez pożary. Deszcze dają szansę na szybkie ugaszenie ognia, ale równocześnie zwiększyły niebezpieczeństwo osunięć ziemi na zniszczonych terenach.

Deszcze padają w stanach Wiktora, Nowa Południowa Walia oraz Queensland. To właśnie tam od września wybuchło najwięcej pożarów lasów. Opady spowodowały, że strażakom udało się ugasić część pożarów. Dały też ulgę mieszkańcom, zmęczonym nie tylko samym żywiołem, ale i ekstremalnie wysokimi temperaturami.

- Liczne błyskawice i głośne uderzenia. Tak to wyglądało - mówiła mieszkanka Queensland. - Siedzieliśmy na dachu i bardzo nas to cieszyło, to było niesamowite, móc to widzieć. Od dawna już się tak nie cieszyliśmy z deszczu i burz - dodała.

W Queensland ulewy spowodowały jednak kolejne zagrożenie. Część miejscowości została odciętych od świata, a niektóre drogi są nieprzejezdne. Strażacy twierdzą, że sprzątanie po powodzi będzie trwało miesiącami, bo w wielu miejscach ludzie nie zdążyli jeszcze podnieść się po pożarach.

Pożary wciąż pustoszą tymczasem spory obszar południowo-wschodniej Australii, w tym Wyspę Kangura, uważaną za wyjątkową z uwagi na zamieszkujące ją unikalne gatunki zwierząt.

Od września w pożarach w Australii zginęło 29 osób i około miliarda zwierząt. Ocenia się, że spłonęło 10 milionów hektarów lasów. Straty oceniane są na co najmniej 3,5 miliarda dolarów australijskich.

IAR/rż