fot. wikimedia.org/Radosław Drożdżewski (Zwiadowca21)/Sąd Okręgowy w Koszalinie
Sąd uwzględnił w czwartek wniosek prokuratury i przedłużył tymczasowy areszt o trzy miesiące wobec Radosława D., pracownika escape roomu, gdzie 4 stycznia 2019 roku zginęło pięć 15-letnich dziewcząt.

W czwartek Sąd Okręgowy w Koszalinie rozpatrywał wniosek prokuratury okręgowej dotyczący przedłużenia tymczasowego aresztowania na trzy miesiące Radosławowi D., pracownikowi escape roomu, w którym zginęło pięć 15-letnich dziewcząt.

- Sąd postanowił uwzględnić wniosek prokuratury. Radosław D. pozostanie w areszcie kolejne trzy miesiące – poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie Sławomir Przykucki.

Podejrzany o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu dziewcząt, usłyszał zarzuty w październiku 2019 roku i decyzją sądu rejonowego został aresztowany na trzy miesiące. Areszt był mu następnie przedłużony.

Rzecznik Prokuratury Okręgowej Ryszard Gąsiorowski mówił po przedstawieniu zarzutów i aresztowaniu Radosława D., iż od dłuższego czasu wersja przedstawiona przez pracownika escape roomu (gdy był przesłuchiwany jako świadek) niestety nie znajdowała potwierdzenia w zebranych materiałach dowodowych. (…) Złożyły się na to i opinie biegłych z zakresu medycyny i opinie biegłych z innych specjalności.

Gąsiorowski zaznaczył, że są pewne fakty, które wskazują na to, że pracownik escape roomu wyszedł z niego nie by wezwać pomoc, ale wcześniej.

Gdy Radosław D. był przesłuchiwany w charakterze świadka w szpitalu w Gryficach, do którego trafił z oparzeniami po pożarze, miał mówić, że obserwował dziewczęta podczas zabawy w escape roomie. Zeznał, jak informował wówczas Gąsiorowski, że w pewnym momencie usłyszał, że coś się dzieje z jedną z butli gazowych, znajdujących się w pomieszczeniach. Zauważył, że ulatnia się gaz i próbował to opanować. Myślał, że uda mu się ją dokręcić. Nic to nie dało. Nagle wybuchły płomienie. Doznał pierwszych poparzeń.

- Płomienie były coraz większe i gdy zorientował się, że jest to bardzo duży pożar i nie będzie miał już dostępu do drzwi, które należałoby otworzyć, by dziewczęta mogły opuścić pomieszczenie, będąc poparzonym, odczuwając ból, wybiegł na zewnątrz, dobiegł do pierwszych osób, które przebywały na zewnątrz i krzyczał, by wzywano pomoc, straż pożarną - przekazywał wówczas wersję wydarzeń Radosława D. rzecznik prokuratury.

Prokuratura zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt postawiła 6 stycznia 2019 roku Miłoszowi S., organizatorowi pokoju zagadek. Podejrzany pozostaje w areszcie.

W październiku 2019 roku - oprócz Radosława D. - tożsame zarzuty usłyszały Małgorzata W. – babcia organizatora escape roomu, która rejestrowała działalność oraz Beata W. – matka Miłosza S., która współprowadziła działalność. Wobec Małgorzaty W. i Beaty W. zastosowano środki o charakterze wolnościowym, zobowiązano do poręczenia majątkowego w kwocie po 10 tysięcy złotych, zastosowano dozór policji i zakaz opuszczania kraju.

Wszystkim podejrzanym grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności.

Do tragicznego pożaru w escape roomie To Nie Pokój w Koszalinie przy ulicy Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia 2019 roku po 17.00. Zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic jednej klasy, trzeciej d Gimnazjum nr 9, obecnie Szkoły Podstawowej nr 18.

Według ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli gazowej (butle zasilały w paliwo piecyki w budynku). Ogień miał uniemożliwić 25-letniemu pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.