fot. Mariusz Radowicz/widzew.com
Władysław Żmuda prowadził Widzew Łódź w latach 1981-1984 oraz 1991-1993. Pod jego opieką łodzianie rozegrali 144 meczów - 68 z nich wygrali, 53 zremisowali, a 23 przegrali. Z Widzewem w 1982 roku wywalczył mistrzostwo Polski oraz wygrał grupę w Pucharze Intertoto (w latach 1967-1994 odbywały się tylko rozgrywki grupowe, bez finałów). Rok później dotarł do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Klubowych (obecnej Ligi Mistrzów).

3 listopada 1982 roku Widzew wyeliminował Rapid Wiedeń z Pucharu Europy Mistrzów Klubowych. W ćwierćfinale łodzianom przyszło się mierzyć z jednym z faworytów do wygrania najważniejszego z europejskich trofeów, czyli Liverpoolem. Ekipa  trenowana przez Boba Paisleya naszpikowana była gwiazdami. W barwach the Reds występowali m.in. Graeme Souness, Kenny Dalglish, Bruce Grobbelaar czy Ian Rush.


- Miałem wówczas wiele problemów kadrowych. W meczu z Rapidem nie zagrali Józef Młynarczyk i Włodzimierz Smolarek - miał złamaną rękę i wrócił dopiero na drugi mecz z Liverpoolem. Musiałem więc poszukać piłkarzy do naszej drużyny w trzeciej lidze - opowiada Władysław Żmuda. - Runda wiosenna w naszej ekstraklasie ruszała 15 marca. Mecz z Liverpoolem zaplanowano na 2 marca. Okres przygotowawczy podzieliłem na trzy etapy. Oprócz ciężkich treningów, rozgrywaliśmy mecze ze słabszymi rywalami. Ostatnio przeglądałem swoje notatki treningowe i złapałem się za głowę, co ja im wtedy dawkowałem. Obciążenia były tak ogromne. Myślę, że obecni zawodnicy mieliby trudności z moim projektem - dodał.

Na początku widzewiacy udali się do Wałcza, gdzie pracowali nad motoryką. Później pojechali włoskiej Cremony. Ostatni etap obozu zaplanowano w Katowicach. W tym czasie Liverpool zdążył już rozegrać kilka ligowych spotkań.

Spotkanie z papieżem Janem Pawłem II

- Obserwator angielski przyjechał na nasz obóz do Włoch. Patrzył, jak trenujemy, a następnie machnął ręką, po prostu uznał, że nie warto się nam przyglądać - wspomina Władysław Żmuda.

Były szkoleniowiec Widzewa dodał, że w kontrakcie mieli zapisane spotkanie z papieżem Janem Pawłem II: - Naciskałem na Johna Rivera, menadżera, który zorganizował nam pobyt we Włoszech, aby ten zapis się pojawił. Mówił, że szansa na rozmowę z ojcem świętym jest mała. Dzień przed wylotem do kraju, w hotelu otrzymałem telefon od Rivera, żebym szybko przyszedł do jego pokoju. Kiedy tam się pojawiłem, rozmawiał przez telefon. Po chwili oddał mi słuchawkę. Okazało się, że po drugiej stronie jest ksiądz Dziwisz. Opowiedziałem mu o naszych planach, a on po chwili odrzekł, że możemy spotkać się z ojcem świętym.

W drużynie zapanowała wielka radość. Łodzianie pojawili się na prywatnej mszy świętej Jana Pawła II. Nabożeństwo rozpoczynało się o 7.00. - Mirek Tłokiński powiedział, że chce iść do komunii. Zapytałem go, czy był u spowiedzi. Podsłuchał to nasz menadżer i musiał opowiedzieć o tym zajściu księdzu Dziwiszowi, który następnie przekazał wszystko papieżowi. Podczas mszy otrzymaliśmy zbiorową dyspensę. Pomyślałem sobie, że muszę iść pierwszy do komunii, bo wtedy cała drużyna do niej przystąpi - wspomina.

Po mszy świętej widzewiacy pojawili się na audiencji u ojca świętego. W prezencie otrzymali m.in. różańce. - Papież oczywiście pytał o Liverpool. Powiedział jedno znamienne zdanie: „To trudny przeciwnik, ale wy macie dobrą drużynę i tego meczu nie przegracie”. Pogłaskał Wiesia Wragę po głowie, który co dopiero stał się seniorem. Ojciec święty zamienił także ze mną dwa słowa. Zażartował, że jestem trenerem, który „goni” swoich zawodników. Odpowiedziałem, że muszę to robić, bo inaczej nie byłoby wyników sportowych.

Pół Widzewa zachorowało na grypę. Katastrofa wisiała w powietrzu

Trener Żmuda udał się także do Anglii, by obejrzeć mecz Manchesteru United z Liverpoolu. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1: - Oni grali bardzo dobrze. Pomyślałem sobie, że nie mamy szans z the Reds. Po tym spotkaniu pytałem trenera Boba Paisleya, jednego z najlepszych szkoleniowców w Anglii, o jego zawodników. Zdziwiłem się, że w ogóle mi odpowiadał. Z kolei on zapytał mnie, czy w Łodzi spadł śnieg.

Kiedy Władysław Żmuda wracał do Łodzi, zachorował: - Stewardessy dawały mi w samolocie jakieś tabletki. Samolot zamiast wylądować w Warszawie, wylądował w Gdańsku. Dzień przed meczem pojawiłem się w Spale, gdzie przebywali moi zawodnicy. Okazało się, że na grypę zachorowała niemal połowa piłkarzy. Zobaczyłem, jak leżą zmęczeni i schorowani, ale mimo to powiedziałem „Nie ma! Wstawajcie. Idziemy na trening”. Można powiedzieć, że był to taki spacer biegowy po lesie. Później ćwiczyliśmy na stadionie ŁKS-u, lecz wszystko wyglądało fatalnie. Byłem podłamany.

Nazajutrz piłkarze Widzewa wyglądali znacznie lepiej. Trener na dwie godziny przed meczem przeprowadził odprawę. - Powiedziałem Mirkowi Tłokińskiemu, jakie błędy popełnia bramkarz Liverpoolu. Na koniec zwróciłem się do całego zespołu: „panowie, pamiętajcie, co powiedział nam papież, że my tego meczu nie przegramy”.

Przepowiednia papieża spełniła się

Spotkanie Widzewa z Liverpoolem wzbudziło ogromne zainteresowanie. Bilety bardzo szybko wyprzedano. Mecz na stadionie ŁKS-u oglądało ponad 40 tysięcy kibiców.

W pierwszej połowie Widzew miał przewagę. Liverpool próbował jednak wybić łodzian z rytmu i chciał prowadzić grę w środku boiska. W drugiej części spotkania, w 49 minucie meczu, Tłokiński zdobył bramkę strzałem z półobrotu. Pomógł mu w tym bramkarz gości, który źle interweniował po dośrodkowaniu Surlita.

Ataki skrzydłami sprawiały coraz więcej kłopotów obrońcom Liverpoolu. Gdy za Filipczaka na boisko wszedł Wraga, nikt nie przypuszczał, że mierzący 167 cm wzrostu zawodnik zdobędzie w 80 min. jedną z najpiękniejszych bramek strzelonych głową. Uderzył z 15 metrów po dośrodkowaniu Grębosza. Grobbelaar był bez szans.

- Kiedy usiadłem na ławce z rezerwowymi, to martwiłem się. Mecz rozpoczął się. Obserwuję. A tu nagle wszystko nam wychodzi! Nagle jedna bramka, druga bramka i to jeszcze młodziutki Wiesio Wraga strzelił gola głową z 16 metrów. Zwycięstwo było dla nas wielkim zaskoczeniem, bo Liverpool był przecież liderem ligi angielskiej i bronił tytułu mistrza Europy - podkreśla Władysław Żmuda.

2 marca 1983 r., Widzew Łódź - Liverpool 2:0 (0:0)

Bramki:
Tłokiński (49.), Wraga (80.).

Widzew: Józef Młynarczyk - Roman Wójcicki, Krzysztof Surlit, Krzysztof Kamiński, Andrzej Grębosz, Mirosław Tłokiński, Tadeusz Świątek, Zdzisław Rozborski, Piotr Romke, Marek Filipczak (70. Wiesław Wraga), Włodzimierz Smolarek.

Liverpool: Bruce Grobbelaar - Phil Neal, Mark Lawrenson, Alan Kennedy, Alan Hansen, Ronnie Whelan, Graeme Souness, Sammy Lee, Craig Johnston (62. David Hodgson), Ian Rush, Kenny Dalglish.

Rewanż na Anfield Road

Dwa tygodnie później drużyna prowadzona przez Władysława Żmudę przystąpiła do meczu rewanżowego.

- Inaczej przygotowywaliśmy się do tego spotkania, m.in. rozegraliśmy mecz z Orłem Łódź. Zespół był już zdrowy i wierzył, że może pokonać Liverpool. Powiedziałem moim zawodnikom, że teraz zapominamy o wyniku w Łodzi, wszystko zaczyna się od wyniku 0:0. Chodziło o to, by nie grać na remis. Musieliśmy strzelić gola - opowiada.

Szkoleniowiec w meczu na Anfield Road zdecydował się na zmiany w ustawieniu. Przeniósł grającego w ataku Tłokińskiego na środek obrony, dlatego że Andrzej Grębosz został zawieszony za żółte kartki.

- To było zrobione z premedytacją. Mirek Tłokiński był bardzo uniwersalnym napastnikiem. Kiedyś w meczach kontrolnych wystawiłem go na obronie. Grał jako stoper i to nawet w jednej linii z Bońkiem. Był już więc sprawdzony. Nie mogłem sobie pozwolić na postawienie na juniora - zaznacza Władysław Żmuda.

Spotkanie ostatecznie zakończyło się porażką Widzewa 2:3. Bramki dla the Reds zdobyli Neal w 15. min., Rush w 80. min. oraz Hodgson w 90. min. Dla łodzian trafiali Tłokiński w 33. min. z rzutu karnego oraz Smolarek w 53. min. Po meczu najbardziej zagorzali kibice Liverpoolu zaprosili łodzian do swojego sektora i nagrodzili ich brawami za wspaniały pokaz futbolu.

16 marca 1983 r. Liverpool - Widzew Łódź 3:2 (1:1)

Bramki: Neal (15.), Rush (80.), Hodgson (90.) - Tłokiński (33. k), Smolarek (53.).

Liverpool: Bruce Grobbelaar - Phil Neal, Alan Hansen, Mark Lawrenson, Alan Kennedy (65. David Fairclough) - Ronnie Whelan (39. Phil Thompson), Sammy Lee, Craig Johnston - David Hodgson, Graeme Souness, Ian Rush.

Widzew: Józef  Młynarczyk - Tadeusz Świątek, Roman Wójcicki, Mirosław Tłokiński, Krzysztof Kamiński Piotr Romke, Zdzisław Rozborski (70. Andrzej Woźniak), Wiesław Wraga (82. Mirosław Myśliński), Krzysztof Surlit, Marek Filipczak, Włodzimierz Smolarek.

Widzew przegrywa w półfinale z Juventusem i żegna się z Pucharem Europy

Widzew awansował do półfinału Pucharu Europy. Podopiecznym Władysława Żmudy przyszło mierzyć się z Juventusem Turyn. W ekipie „Starej damy” występowało aż sześciu reprezentantów Włoch - m.in. Dino Zoff, Paolo Rossi czy Marco Tardelli - oraz Zbigniew Boniek, który po zakończeniu poprzedniego sezonu (1982) odszedł z Widzewa i Michel Platini. Trenerem turyńczyków był Giovanni Trapattoni.

Pierwsze spotkanie na Stadionie Olimpijskim w Turynie zakończyło się zwycięstwem Juventusu 2:0. W rewanżowym spotkaniu w Łodzi padł remis 2:2. Widzewiacy musieli pożegnać się z europejskimi pucharami.

- W rewanżu w 71. min. prowadziliśmy nawet 2:1. Mieliśmy szansę na zwycięstwo, znajdowaliśmy się w transie i wszystko nam wychodziło. Wydarzył się jednak pewien incydent. Któryś z kibiców rzucił butelkę w bocznego sędziego. Mecz powinien zostać przerwany, a Juventus powinien wygrać z nami walkowerem. Sędzia główny zdecydował się jednak dokończyć to spotkanie - opowiada Władysław Żmuda.

6 kwietnia 1983 r., Juventus Turyn - Widzew Łódź 2:0

Bramki: Grębosz (9. s), Bettega (59.).

Juventus Turyn: Dino Zoff - Sergio Brio, Antonio Cabrini, Claudio Gentile, Gaetano Scirea, Zbigniew Boniek, Massimo Bonini, Michel Platini, Marco Tardelli, Roberto Bettega, Paolo Rossi (77. Domenico Marocchino).

Widzew Łódź: Józef Młynarczyk - Mirosław Tłokiński, Roman Wojcicki, Andrzej Grębosz, Krzysztof Surlit, Krzysztof Kamiński, Piotr Romke, Zdzisław Rozborski, Tadeusz Swiątek, Wiesław Wraga (77. Mirosław Myśliński), Włodzimierz Smolarek.

20 kwietnia 1983 r., Widzew Łódź - Juventus Turyn 2:2 (0:1)

Bramki: Surlit (54., 81.) - Rossi (32.), Platini (82. k).

Widzew: Józef Młynarczyk - Mirosław Myśliński, Roman Wójcicki, Mirosław Tłokiński, Krzysztof Kamiński, Wiesław Wraga (75. Witold Matusiak), Piotr Romke, Zdzisław Rozborski, Krzysztof Surlit, Marek Filipczak (46. Piotr Mierzwiński), Włodzimierz Smolarek.

Juventus: Dino Zoff - Claudio Gentile, Gaetano Scirea, Sergio Brio (87. Massimo Storgato), Antonio Cabrini, Massimo Bonini, Marco Tardelli, Michel Platini, Zbigniew Boniek, Domenico Marocchino, Paolo Rossi (46. Cesare Prandelli).

Skład Widzewa z 1983 roku słabszy niż ten z 1982 roku?

Paradoksalnie skład Widzewa z 1983 roku był „na papierze” słabszy niż ten z 1982 roku. Po zdobyciu mistrzostwa Polski w 1982 roku, z drużyny odeszli Zbigniew Boniek - do Juventusu Turyn, Władysław Żmuda - do Hellasu Werona, Marek Pięta - do Hannoveru, a Jan Jeżewski i Andrzej Możejko wyjechali do Finlandii. Do zespołu dołączył jedynie Roman Wójcicki.

- Rozmawiałem prezesem Widzewa. On już wcześniej wiedział, że część graczy chce wyjechać za granicę. Musiałem teraz porozmawiać z tymi zawodnikami. Klub zgodził się na ich odejście, ale pod pewnym warunkiem. Naszym zadaniem było uplasowanie się w pierwszej trójce w ligowej tabeli, by dostać się do europejskich pucharów. Zdobyliśmy wówczas mistrzostwo Polski - opowiada Władysław Żmuda.

Ówczesny szkoleniowiec Widzewa miał dwa lata na odbudowanie potęgi zespołu, po odejściu kluczowych zawodników: - Musiałem mieć stopera. Wskazałem na Romana Wójcickiego ze Śląska Wrocław. Bocznych obrońców miałem dobrych: Kamiński i Świątek, którego osobiście obserwowałem, jak grał w Wiśle Płock. W drugiej linii znaleźli się natomiast Rozborski, Surlit, Tłokiński i ewentualnie Wraga.

Władysław Żmuda przyznaje, że gra Widzewa zależała w głównej mierze od Bońka: - Po jego odejściu wciąż jednak miałem solidną drugą linię. Sposób gry Bońka rozłożyłem na więc trójkę: Surlit-Rozborski-Tłokiński. Mieli oni dużą swobodę gry w ofensywie. Rozborski był spielmacherem, a Surlit i Rozborski dysponowali silnym strzałem z dystansu. To wypaliło.

Władysław Żmuda napisał także wiersz upamiętniający wygraną Widzewa z Liverpoolem w ćwierćfinale Pucharu Europy.

W 1981 roku Liverpool był najlepszy w Europie.
Wszyscy mówili, że nam dokopie.
W 1982 roku stanął nam na drodze.
Szansa na wygraną była znikoma.
Była to wielka niewiadoma.
Pamiętam słowa naszego papieża Jana Pawła II,
obecnie już świętego na audiencji w Watykanie.
To było dla nas ważne spotkanie.
Tego meczu nie przegracie
przecież dobrą drużynę też macie.
To było dla nas prorocze zdanie.
Przed meczem przypomniałem im papieskie słowa.
Drużyna na trudną walkę była gotowa.
Piłkarze od pierwszej minuty zagrali z wielką determinacją.
Na dobrą i skuteczną grę spotkali się z wielką owacją.
Myślałem, że nam się nie uda.
Wiara czyni jednak często cuda.
Forma piłkarska dała nieoczekiwane zwycięstwo nad Liverpoolem
okupione jednak bólem.
Były momenty kryzysu.
Była grypa.
To nawet w głowie dzisiaj mi się nie domyka.
Patrząc na mecz razem z 40-tysięcznym tłumem kibiców,
przecierałem oczy ze zdumienia.
Też oniemiałem z wrażenia.
Wygrana 2:0 po bramkach Wragi i Tłokińskiego była zasłużona.
Drużyna angielska została upokorzona.

Radosław Żmudziński

Posłuchaj

rozmowa Radosława Żmudzińskiego z Władysławem Żmudą, byłym trenerem Widzewa Łódź wiersz trenera Władysława Żmudy o zwycięskim meczu z Liverpoolem